Select Page

Wtorek 13 września 2022

Przez jeden dzień mieliśmy nowe zwierzątko – konkretnie nietoperza. W poniedziałek nad ranem coś wpadło pomiędzy moskitierę, a okno dachowe i strasznie hałasowało. Na początku myśleliśmy, że to mały ptak lub ćma, ale kiedy próbowałem uchylić trochę bardziej okno, to “coś” zatrzymało się na moskitierze. Nietoperz wcisnął się w szczelinę pomiędzy dachem Sprintera, a drewnianym sufitem i poszedł spać na cały dzień. Swoją drogą tak dowiedzieliśmy się, że jest tam przejście znad moskitiery pod dach i trzeba się tym zająć.

Po zmierzchu położyliśmy się pod tym oknem i obserwowaliśmy. Początkowo słyszeliśmy jakieś szmery i drapanie pazurkami. Trwało to pewien czas i “zachęcanie” nietoperza do opuszczenia naszego kampera nie przynosiło rezultatów. Udało się go dopiero eksmitować po wyciągnięciu obramowania w okół okna – uwolnił się i odleciał w noc.

freja-i-kozy
Freja i kozy

Poza niespodziewanym gościem, to już standard – morze, szum fal, wichura, kozy. Zaczynamy się już tu zadomawiać. Po tym jak Freja postanowiła urządzić sobie samodzielną wycieczkę nad morze (albo przelecieć przez przyczepy jak burza), poznaliśmy jednych z sąsiadów.

leczo z mamałygą
leczo z mamałygą

Na obiad Aleksandra przygotowała mamałygę z leczo, czyli miks lokalnej kuchni z tą znaną z domu. Wyszła bardzo dobrze, polecam i z chęcią zamienił bym ziemniaki na kaszkę kukurydzianą z serem. Wieczorami natomiast oglądaliśmy Paddingtona I i II. Naprawdę bardzo dobry film, nie wiem czemu, nigdy wcześniej nie przyszło nam na myśl go obejrzeć.

I tak się powoli żyje na tej plaży.

Niedziela 11 września 2022

Weekend minął “jak z bicza strzelił”. Zdecydowanie nie był to jeden z tych leniwych weekendów.

W sobotę rano poznaliśmy przemiłą starszą parę z Polski. Są w trakcie podróży do Turcji i przypadkiem przyjechali na miejscówkę z której właśnie ruszaliśmy. Nie udało nam się wypić wspólnej kawy, ale wymieniliśmy się numerami – pierwszy raz od sześciu lat spotkali kogoś ze swojego miasta.

Pojechaliśmy do miejscowości Constanta – miasto wielkości Gdańska z klimatem Łeby – tłumy ludzi, imprezy na łodziach i wysokie ceny. Przeszliśmy się bulwarem, zjedliśmy coś na mieście i musieliśmy wracać, bo złapał nas deszcz.

freja w pralnii

Udało nam się ogarnąć pranie – nic specjalnego, ale zajmuje dużo czasu. Szukaliśmy miejsca na nocleg już po ciemku i zjechaliśmy w dół osiedla na duży parking. Spieszyliśmy się, bo miała nadejść lada moment burza. Okazało się, że spaliśmy jakies 30-40 metrów od brzegu na terenie wydrążonym w plaży nieopodal falochronów.

nocleg na plaży

W niedzielę, po zalaniu wody i zrobieniu zakupów na cały tydzień, pojechaliśmy do Vama Veche – kompletny nie wypał. Zapuściliśmy się do “wioski kamperów” i ani to wioska, ani z kamperami. Jedno z tych miejsc po wejściu do którego od razu wiesz, że jesteś w złym miejscu o niewłaściwym czasie i nie powinno cię tu w ogóle być.
Jakiś lokalny tubylec o zamglonym wzroku, niespiesznie wyjaśnił, że miejsce jest “zamknięte”. Nie wdając się w szczegóły postanowiliśmy stamtąd pojechać.

Tak więc wróciliśmy na starą miejscówkę i tym razem ustawiliśmy się nad samą skarpą bliżej morza. Kiedy skrobię ten tekst, na horyzoncie pojawił się krwawo czerwony księżyc, a w oddali widać grzmoty nadchodzącej burzy. Mamy nadzieję, że droga dosyć wyschnie przez tydzień, żeby móc stąd potem odjechać ?

Piątek 9 września 2022

Ostatnie dni miałem bardzo zawalone w pracy. Dużo spotkań, przygotowywania prezentacji, prowadzenie treningów – w sumie poza siedzeniem w laptopie niewiele się wydarzyło. Wiatr za to tak zaczął doskwierać, że musieliśmy zwinąć markizę i prawie całe dwa dni spędziłem w kamperze. Przynajmniej Freja przestała nam plątać się we wsporniki i linki 🙂

domek rybaka

Po południu znaleźliśmy nowe “źródełko” (to jest pękniętą rurę wychodzącą na plażę), którą rybacy nam polecili. Woda z niej wygląda o wiele lepiej jak z tej pierwszej i mogliśmy sobie uzupełnić zapas do prysznica.

“źródełko”

Jutro zmiana planów – jedziemy do Constanta zrobić pranie i na większe zakupy. Potem do samej Varna będzie problem, ze znalezieniem pralni i większych marketów. Poza tym musimy jutro ruszyć się z tego miejsca, bo ma trochę popadać, a wtedy utkniemy tu na kolejne dni. Vama Veche musi poczekać jeszcze trochę.

Środa 7 września 2022

Musieliśmy się dzisiaj ruszyć po wodę. Źródełko płynące z rury koło domku rybaka okazało się na tyle brudne, że nie ryzykowaliśmy zalewać nim zbiornika w kamperze. Może i dało by się w nim wykąpać, ale bez wstępnej filtracji tylko by zasyfiło pompę, przewody i krany. Przy okazji zrobiliśmy zakupy w lokalnym Lidlu i umyliśmy auto (było całe od błota po sobotnich “przygodach”).

Wodę i zrzut nieczystości tym razem ogarnęliśmy na polu campingowym. W bardziej turystycznych rejonach jest zdecydowanie mniej miejsc gdzie można uzupełnić zapasy. Właściciel zażyczył sobie 30 Lei za możliwość napełnienia 140l i opróżnienia kasety. Gdybyśmy lepiej poszukali to pewnie coś by się znalazło, ale gonił nas czas i chciałem zdążyć na 10:00 (czyli 9:00 w Polsce) do pracy.

panorama
panorama na plażę – nasz kamper wyraźnie odznacza się kolorem

Ostatnie dni dały nam wypocząć, zwolnić (tydzień w Bukareszcie, a teraz tydzień na rumuńskiej plaży) i zaznać vanlife’u z jego najlepszej strony. Załapaliśmy się na ciepłą i słoneczną pogodę. W dzień jest idealne 24-26 °C, a w nocą 16-18 °C. Rano mamy piękne wschody słońca, w trakcie dnia wieje ułatwiając pracę, a wieczorem spokojnie możemy nadrobić seriale i filmy.

wschod slonca
wschód słońca z okna

W sobotę planujemy ruszać dalej – kierunek Vama Veche (albo i nie, jeśli znajdziemy coś ciekawszego po drodze ? )

Poniedziałek 5 września 2022

Postanowiliśmy zostać tutaj na dłużej. Miejsce do którego dojechaliśmy okazało się być plażą pełną przyczep kempingowych i kamperów. Mamy widok z okna na morze, szybki internet, dużo słońca (prądu) oraz proste podłoże. Chyba gdzieś w okolicy jest źródło wody (przynajmniej na to wygląda sądząc po ludziach noszących butelki).

Na plaży jest chatka rybacka oraz stary bar. Kilkaset metrów dalej na południe, za zardzewiałym znakiem z nazwą okolicznej miejscowości, ciągną się klify. Z drugiej strony – na północ od naszego miejsca – mamy falochron i chroniący wejście na miejską plaże. Całe to miejsce jest po prostu pozostawione samemu sobie. Nikt tu nie przegania ludzi, można zająć wolne miejsce i… po prostu sobie siedzieć pijąc kawę ? Od czasu do czasu tylko przejdzie pasterz ze stadem kóz i rozszczekanymi psami.

Jeśli uda się znaleźć wodę pitną to zostaniemy pewnie do końca tygodnia.